Niestety mimo zwycięstwa w
ostatniej kolejce nad Rylovią Rylowa, przychodzi się wam pogodzić ze
spadkiem. Celu jaki wspólnie z zawodnikami założyliście sobie w zimie,
kiedy przejmował Pan zespół, nie udało się więc zrealizować...
- Tak, ale ja patrzę na to z szerszej
perspektywy. Spędziłem w Białce cztery i pół miesiąca. W tym czasie
wykonaliśmy z zawodnikami kawał świetnej pracy. Jej efekty były widoczne
na boisku. Każdy kto śledził nasze losy, oglądał nasze mecze to widział
jak ten zespół dojrzewa, jak się rozwija. Jestem przekonany, że w tej
drugiej rundzie byliśmy najlepszą drużyną w lidze, jeżeli chodzi o grę w
piłkę, o stwarzane sytuacje. Poza pierwszymi trzema meczami, kiedy
drużyna się „docierała, to w całej rundzie - łącznie z puacharem - nie
zagraliśmy meczu, w którym dalibyśmy się przeciwnikom zdominować. Jedyną
drużyną, która była dla nas równorzędnym przeciwnikiem to rezerwy
Sandecji i tylko do przerwy. Na potwierdzenie moich słów wystarczy kilka
statystyk. Z 16 spotkań - licząc mecz pucharowy z Lubanie Maniowy -
przegraliśmy tylko 5. Mieliśmy wiosną najszczelniejszą obronę.
Straciliśmy tylko 14 bramek. Niestety naszą największą i myślę jedyną
bolączką była nieskuteczność. To ona spowodowała, że zamiast mieć na
koniec sezonu 50 punktów to mamy ich 38.
A dla Pana, który zanim
przyszedł do Białki, pracował w ligach zdecydowanie wyższych niż
czwarta, ta degradacja jest ujmą na honorze?
- Nie, bo tak jak powiedziałem, swojej
pracy jaką tutaj wykonałem wstydzić się nie muszę. Kiedy przejmowałem
zespół, był on w tabeli na trzecim miejscu od końca. Sezon kończymy dwie
pozycje wyżej, czyli osiągnęliśmy cel minimum jaki sobie na początku
mojej pracy założyliśmy. To 12 miejsce wedle prognoz miało dać
utrzymanie. Nikt się jednak nie spodziewał takiej fali spadków z
wyższych lig. Oczywiście mam spory niedosyt, bo tak jak powiedziałem
powinniśmy tych punktów mieć zdecydowanie więcej i dziś rozmawialibyśmy w
zupełnie innym nastroju. Wystarczyło tylko, żebyśmy w tych meczach
gdzie traciliśmy punkty, wykorzystali co najmniej połowę z tych sytuacji
jakie sobie stworzyliśmy.
A jak trener z zewnątrz, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z piłką z tego regionu, oceni jej poziom?
- Ciężko mi jest o jakiekolwiek
porównania, bo wcześniej z tym poziomem rozgrywkowym nie miałem do
czynienia. Jak popatrzę z perspektywy tylko rundy wiosennej to tak
naprawdę pozytywnie ocenić mogę jedynie zespoły Sandecji, Skalnika,
Żabna i Turbacza. To zespoły, które miały momenty dobrej, zorganizowanej
gry. Generalnie jednak poziom ligi był bardzo przeciętny. Trudno
jednak, żeby było inaczej, skoro na tym szczeblu piłka ma charakter
amatorski i ciężko wymagać od zawodników systematyczności czy to w
meczach czy treningach.
Trenerowi z zupełnie innej części Polski, dobrze współpracowało się z góralami?
- Myślę, że normalnie. W kontakcie
trener – zawodnik nie liczą się kwestie terytorialne, a raczej cechy
charakteru. Jeżeli ktoś jest ambitny, gotów poświęcić się temu co kocha,
to zawsze z takimi ludźmi pracuje się bardzo dobrze. W Białce spotkałem
takich ludzi. Początki nie były łatwe. Zimą, kiedy zacząłem pracę, nie
wyglądało to dobrze. Drużyna była rozbita. Frekwencja na treningach
znikoma. Wystarczył miesiąc, aby w tych chłopakach zaszczepić takie
pozytywne myślenie, wzbudzić w nich motywację do uczestnictwa w
treningach, w meczach wyjazdowych. Widać, że każdy z nich zrozumiał, że
jesteśmy jednym zespołem, który ma cel do zrealizowania. Myślę, że
wszyscy mamy podobne odczucia.
Czy ten mecz z Rylovią był Pana ostatnim w roli trenera Watry?
- Nie wiem. Na dzisiaj nie mówię ani
tak, ani nie. Nie ukrywam, że mierzę wyżej niż IV liga. Zasmakowałem już
pracy w wyższych ligach i dalej mam takie ambicje i aspiracje. Jeżeli
pojawi się konkretna propozycja, to będę o tym poważnie myślał. Umowa z
Watrą kończy mi się ostatniego dnia czerwca. Z władzami Watry jeszcze
nie rozmawialiśmy o ewentualnej dalszej współpracy, bo tak naprawdę nie
wiadomo wciąż jak potoczą się jej losy.
Rozmawiał Maciej Zubek
źródło:podhaleregion.pl